piątek, 17 kwietnia 2015

Przemyślenia Michała Pawłowskiego na temat SBB.

Kilka dni temu otrzymałem e-maila od Michała Pawłowskiego, młodego fana SBB. Wiadomość zawierała "Przemyślenia na temat SBB" i fotorelację z koncertu w gdańskim "Parlamencie" (fot. Łukasz Kołodziej). Poniżej zamieszczam kompletny tekst, zdjęcia zostały wybrane z większej całości uwzględniając kilka sugestii Michała Pawłowskiego. Życzę miłych wrażeń i zapraszam do dyskusji.



Nazywam się M. Pawłowski i jestem gorliczaninem "na emigracji", studentem I r. Niemcoznawstwa na Uniwersytecie w Gdańsku.  Jestem fanem SBB od 2010 r. Wtedy  po raz  pierwszy puściłem z winyla "Ze słowem biegnę do ciebie", a potem poszło z górki. Zapoznanie się z płytami ze wspólnej rodzinnej kolekcji, poznawanie pozostałych albumów (rodzice posiadali tylko 4 albumy na CD - jedynkę, "Ze słowem biegnę do Ciebie", "Memento z banalnym tryptykiem" - wszystko to z serii "korkowej" -  plus "Wołanie na brzęk Szkła" (edycja MMP digipack) i "Nastroje" oraz jeno 2 LP SBB -  Ze słowem..   i  Memento....  plus singiel Reko Reko / Serenada Gia sena, poznałem też nagrania z boxów  LT1/LT2 oraz z bootlegów plus wydawnictwa z "kolorowej serii", i pozostałych koncertowych albumów, z najnowszymi włącznie.  Od czasu gdy zbieram z rodziną winyle staram skompletować dyskografię na tymże nośniku. Do tej pory zakupiłem  na winylu:  debiut,  "Nowy Horyzont",  "Pamięć", "Follow My Dream", "Welcome"  oraz album nagrany  z  H. Frąckowiak  - "Geira".     

Czekałem więc  na  stosowny moment  by w końcu zobaczyć ich na żywo. Takim momentem była reaktywacja  oryginalnego składu w ubiegłym roku.  Gdy dowiedziałem się, że  SBB będzie grało 5 marca  w Gdańsku w "Parlamencie", nie mogłem zrobić nic innego, jak pójść na ten - być może jedyny, na jakim byłem - koncert tego składu. Namówiłem mojego ojca, znanego trójmiejskiego muzyka, lidera The Shipyard, a wcześniej założyciela Made In Poland, aby poszedł ze mną na ten koncert. Tata był już w latach 70-tych 4 razy w Krakowie - w 1976 (gwiazda: Omega , Hala Wisły), 1977 (z Teatrem Ruchu i Wizji w Operetce Krakowskiej, podobno był to genialny koncert), 1978, oraz 1980.   Ja byłem pierwszy raz na koncercie SBB.

Zaczęło się od zagajenia lidera do  technicznego, by wyłączył muzykę: "Te, knajpku, wyłącz to!  No chyba, że będziemy grali na 4 basy...".  Po paru sekundach po wyłączeniu całej aparatury i po zagraniu 8 pierwszych taktów "Odlotu", wiem jedno. Nie ma lepszego od Jerzego "Kety" Piotrowskiego!  Zresztą  gdy słuchałem jego gry w czasie tego koncertu, a wcześniej występu w Trójce i gościnnego udziału w "Świat się kręci", (Walkin...) uznałem, że Piotrowski powrócił do formy, jaką prezentował w latach 70-tych.  Jestem wręcz pod wrażeniem tego, że  mimo niemłodego wieku i 20 lat scenicznej przerwy potrafi wykrzesać tyle siły, tak szybko grać!!! Dla mnie jest to jeden z najszybciej grających pałkerów w tym kraju.  Perkusista był absolutnym bohaterem wieczoru, bowiem zagrał z klasą przez cały koncert. O ile Apostolis Anthymos  także wytrzymał kondycyjnie  ten koncert,  niestety nie mogę powiedzieć tego o liderze, bo widać było, że ma poważne problemy z poruszaniem się.  Zresztą jego głos, też już nie ten.  Mimo tych trudności i  nie najlepszego wokalu Skrzek, wciąż potrafi oczarować swoją grą na syntezatorach, vide świetna wersja "Walkin' around the stormy bay".  Po wspomnianym "Odlocie"  panowie zagrali "Na pierwszy ogień". To nie była tak odjechana wersja co z Urbaniakiem w Trójce, ale  oczywiście mi się podobało. Dalej poleciały "Wizje",  (tutaj przede wszystkim Keta pokazał swoją klasę), "Rainbow Man",  wspomniane Walkin' (jedyne co mi się nie podoba w tej wersji  to to, że także Józef śpiewa),  oraz przearanżowane "360 do tyłu".  Tyle panowie zagrali w pierwszej części koncertu. Po paru minutach  przerwy, na bis Piotrowski zagrał znakomitą solówkę, która płynnie przeszła w "Drum battle" (Lakis/Keta), by ostatecznie stransformować w zbiorową improwizację całego zespołu. Na koniec koncertu panowie zagrali dwie sztandarowe kompozycje:  "Z których krwi krew moja", oraz nową kompozycję " Bracie mój" poświęconą pamięci Jana Skrzeka, a na sam koniec "Memento z banalnym tryptykiem". Zresztą takiej chemii pomiędzy muzykami, to ani ja, ani ojciec nigdy wcześniej nie widzieliśmy. To wszystko od zespołu, który nie został doceniony w ostatnim plebiscycie przez czytelników Teraz Rocka. Był to absolutnie wspaniały koncert, który zapadnie mi w pamięć.  Szkoda tylko, że młodzież nie chodzi na takie koncerty. Ja plus dwóch młodych ludzi, którzy tak na oko mieli  max 25lat, w koszulkach zakupionych najwyraźniej podczas koncertu Yes, byliśmy najmłodszymi osobami na tym koncercie. Reszta to byli najwierniejsi fani z lat 70-tych.  Był też Zygmunt Drużbicki na tym gigu, autor zdjęć m.in. do albumu, o którym piszę poniżej.  Po koncercie porozmawialiśmy ze znajomymi na temat koncertu, poznałem  także nowe osoby, w tym Przemysława Rudzia, z czego jestem dumny, ponieważ uważam go za najzdolniejszego muzyka młodego pokolenia grającego el-muzykę w tym kraju, a także zakupiłem najnowszą pozycję z katalogu grupy: "Warszawa 1980". Wcześniej poczekaliśmy z ojcem na muzyków by podpisali "Pamięć" (jedyny album jaki wziąłem z kolekcji) oraz pozdrowiłem Skrzeka od Tadeusza Łuczejko, szefa MPM Ambient Festiwal w Gorlicach (panowie grali wspólny koncert w 2004 r. w Trójce).  Trochę na początku nie wiedział o kogo mi chodzi, ale po chwili się zreflektował i powiedział do mnie: "To miło, że o mnie pamięta". Wróciliśmy  z ojcem do domu w dobrych nastrojach przy okazji opowiedział mi  zabawna historię dot. koncertu SBB z 1980 r, jak to jednemu z kolegów z ówczesnego zespołu, w którym grał tata, udało się przeniknąć na scenę, dzięki czemu  po raz pierwszy mógł poczuć co to znaczy dobrze nagłośniona stopa  :)  

Na koniec chciałbym podziękować M. Wilczyńskiemu za swój wkład w rozwój dyskograficzny zespołu. Dzięki niemu fani mogli zmienić opinię o tym zespole i przede wszystkim odkryć znakomite perełki, czasami nawet przewyższające te z płyt wydanych w epoce. Chapeaux bas! Czekam na  zapowiadane 2 wyd. biografii zespołu oraz na kolejne wydawnictwa - zarówno te zawierający premierowy, jak i archiwalny materiał. Szczególnie liczę na ewentualne wydawnictwo na miarę "Lost Tapes".  


SBB - Gdańsk, 05.03.2015 r. Fot. Łukasz Kołodziej.

































2 komentarze:

  1. cyt. ,, niestety nie mogę powiedzieć tego o liderze, bo widać było, że ma poważne problemy z poruszaniem się. Zresztą jego głos, też już nie ten.,, co ty chłopie opowiadasz ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Babinitz , fajne materiały pan wrzuca na Youtube:) Co do mojej oceny lidera , to my z ojcem od razu zauważylismy ,że z liderem nie wszystko jest w porządku, bo gdy pozostali muzycy wchodzili na scenę w normalnym tempie, to lider już niestety nie. A co do wokalu, to ja uważam ,ze od bardzo dawna nie jest w dobrej formie wokalnej. Jeśli Pan uważa ,że jest inaczej i śpiewa tak samo jak na płytach , to ja się z tym kategorycznie nie zgadzam. Dobrze Pan wie ,że JO nie jest młodzieniaszkiem i ma swoje lata, jak pozostali muzycy, lecz jak już wspomniałem nie jest jako wokalista od bardzo dawna. Pozdrawiam serdecznie :) Michał Pawłowski

    OdpowiedzUsuń